niedziela, 17 maja 2015

Wrocławskie top ten

Hala Stulecia
Wrocław jest moim ulubionym miastem w Polsce (poza Poznaniem oczywiście). Gdybym miała się gdziekolwiek wyprowadzić, to wybór padłby właśnie na to miejsce. Jest ładne, ma klimat, ma potencjał, ma zabytki i dużo zieleni. Po krótkiej, weekendowej wizycie postanowiłam spisać miejsca i rzeczy, które szczególnie mi się spodobały i do których też staram się wracać. Jak to zwykle bywa wiele do odkrycia mi zostało, a z miejsc jeszcze mi nieznanych na czoło wysuwa się Stary Cmentarz Żydowski.  Ale wracając do tematu - oto moje top ten na tu i teraz:

1. Speakeasy. „Dobrym słowem i pistoletem załatwisz dużo więcej niż samym dobrym słowem.” – Al. Capone. Podczas jednej z moich wcześniejszych wizyt we Wrocławiu spacerowałam przez Rynek i zobaczyłam na jednej z kamienic napis: Speakeasy księgarnio-kawiarnia kryminalna. Nie trzeba było wiele więcej, żeby mnie zachęcić i zdobyć. Lokal okazał się wprost wymarzony dla mnie- miłośniczki książek, kryminałów, kawy i ciemnych wnętrz. Skórzana kanapa, dwa czerwone fotele, równie czerwone wiatraki na suficie, cytaty na podłodze i również suficie, półmrok, regały z książkami i tymi nowymi i tymi starszymi. Piwo, drinki, kawa, ciasto. No cóż więcej do lokalowego szczęścia mi nie trzeba. Dziwi mnie tylko, choć mało martwi, że w piątkowy wieczór jest tam tak mało ludzi. Sama nazwa odnosi się do czasów prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Tak właśnie potocznie nazywały się lokale, które na tajniaka oferowały zabroniony alkohol. Podobno w pewnym lokalu jego właścicielka uciszała hałaśliwych gości z obawy przed dekonspiracją słowami: „Speakeasy, boys!”. I stąd wziął się ten termin.

Podłoga w Speakeasy
2. Wrocław nocą. Dla mnie spacery wieczorową porą po oświetlonych miastach mają swój urok i magię. Wrocław nie należy do wyjątków. Odkąd pamiętam duże wrażenie robił na mnie oświetlony gmach Uniwersytetu oraz Ostrów Tumski. Może kiedyś przełamie swój strach i wjadę po zmroku na punkt widokowy w Sky Tower, żeby z wysokości ponad 200 metrów podziwiać miasto w światełkach.
3. Dzielnica czterech świątyń, Czterech Wyznań, Dzielnica Wzajemnego Szacunku. Różnie o niej mówią, a jest znakomitym przykładem tego, że obok siebie współistnieć mogą różne religie. Na małym terenie znajdują się cztery świątynie: cerkiew prawosławna, kościół katolicki, kościół ewangelicko-augsburski oraz synagoga. Niedaleko rzeźby Kryształowa Planeta, która zdobi dzielnicę jest wejście do pasażu Pokoyhof. Dziedziniec przypomina mi berliński Hackesche Höfe. Liczne knajpki sprawiają, że miejsce to tętni życiem w nocy. Ja jednak póki co miałam takiego pecha, że będąc tam kilkukrotnie, za każdym razem biłam jedynie zmęczeniem lub chorobą, a nie radością.
4. Mosty. Wrocław jest bardzo ciekawie położony. Przepływa przez niego 6 rzek i w jego obrębie znajduje się aż 25 wysp. To właśnie sprawia, że liczba mostów i kładek musi być duża. W przedwojennym Wrocławiu było ich 303, obecnie ponad 100. Wrażenie powalające. Moje ulubione mosty to: Most Grunwaldzki (wcześniej Cesarski, Wolności), Most Zwierzyniecki (znajdujący się w pobliżu ZOO) oraz uginający się pod kłódkami zakochanych- Most Tumski (Most Zakochanych, Katedralny).
5. Hala Ludowa. Ups… Hala Stulecia. Powstała w latach 1911- 1913 i obecnie jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nigdy nie było mi dane zagrać na tej sali. Nie wiem zresztą czy w moich czasach w ogóle rozgrywały się tam jakieś mecze ligowe koszykarek. Na pewno jednak rozgrywały się dawniej. Byłam więc świadkiem (bardzo małym) z ławki rezerwowych meczu pomiędzy Ślęzą Wrocław a AZS-em Poznań, w którym to grała moja Mama. Fajne czasy. Ja kojarzę Halę głównie z wydarzeniami sportowymi, ale przecież działo się tam i nadal dzieje tyle innych ciekawych rzeczy. Wyczytałam, że nawet Hitler miał w niej wystąpienie. Obiekt robi wrażenie i od wewnątrz i z zewnątrz. W pobliżu Hali znajduje się: Ogród Japoński, Pawilon Czterech Kopuł, Pergola, Fontanna Multimedialna, ZOO. To wszystko sprawia, że teren jest bardzo kuszący zarówno mieszkańców, jak i turystów. Można wypocząć i nacieszyć oko. Niestety w tłumie.

Hala Stulecia raz jeszcze

6. Rynek. Dla mnie najładniejszy rynek w Polsce. Tyle. A jak byłam mała, to grałam na tym rynku turniej streetballa.
7. Krasnale są stosunkowo nową tradycją wrocławską, przez mieszkańców chyba traktowaną raczej z przymrużeniem oka bądź niechęcią. Tak czy owak stały się w pewnym sensie symbolem miasta, a o tym, że można je spotkać na każdym kroku właśnie się przekonałam. Ja osobiście uważam tę inicjatywę za fajną. Wywodzą się podobno od krasnali malowanych w latach osiemdziesiątych przez ruch „Pomarańczowa Alternatywa.” Cel? Pokojowa, humorystyczna  walka z komunizmem. Obecnie we Wrocławiu można podziwiać figurki kilkuset krasnali. Jest Antykwarek, Europejczyk, Freudek (coś dla każdego psychologa), Ogorzałek i Opiłek, Syzyfek, Więziennik i wielu, wielu, naprawdę wielu innych. Krasnoluda stawiają instytucje publiczne, prywatne. Upamiętniają one także różne kampanie np. Wrocław bez barier. Nawet ja mogłabym postawić sobie krasnalka. Nazwałabym go Koszykarek i ustawiła pod Halą Ludową.

Krasnal Wroclovek

8. Lodziarnia Roma. Lodziarnia, która powstała tuż po wojnie, bo w 1946 roku i istnieje do dziś produkując lody cały czas według tej samej tradycyjnej, włoskiej receptury. To chyba też jedyne miejsce w Polsce, w którym (znów tradycyjnie) kupimy lody na żetony. Można naprawdę cofnąć się w czasie. Za to smaki lodów już bardziej przypominają urozmaiconą nowoczesność. Lody buraczane, marchewkowe, piwne, o smaku czarnego sezamu, sernika wiedeńskiego. Wszystko robione z naturalnych składników. Moje ulubione to tęczowe z galaretkami, do warzywnych jeszcze nie dojrzałam. W każdym razie nic dodać, nic ująć to po prostu najlepsze lody we Wrocławiu!
9. Może to będzie mało konkretne, ale dla mnie Wrocław dostaje punkcik za jedzenie. Powiedzieć, że lubię jeść, to jak nic nie powiedzieć. Każdy kto mnie zna wie, że ja po prostu żyję, by jeść, a nie na odwrót. We Wrocławiu przeważnie jem dużo i dobrze. Jeszcze się chyba nie nacięłam. Po pierwsze spowodowane jest to tym, że przeważnie wyjazdy do Wrocławia wiążą się z odwiedzinami u moich znajomych, którzy ugościć to potrafią. Gotują też i pieką całkiem nieźle. Sypana szarlotka, ciasto marchewkowe, pasta z czarnych oliwek, makaron z mascarpone i suszonymi pomidorami… Wymieniać mogłabym długo. Drugą stronę medalu stanowią knajpy, do których docieram. Żadna z nich póki co nie zasłużyła na to, żeby stać się osobnym numerkiem w top ten, ale potrawy, które jadałam bardzo mi smakowały. Majowy wypad do Wrocławia stanął pod znakiem kulinarnych eksperymentów z serem pleśniowym. Jest takie miejsce przy ul. Więziennej, które zwie się Czekoladziarnia. Lokal ma w ofercie gorącą czekoladę z serem pleśniowym. Brzmi dziwnie? No trochę tak, ale smakuje wyśmienicie. Mieszanka nieprawdopodobnie dobra. Niedaleko rynku znajduje się naleśnikarnia FC Naleśniki. Wybór duży, korzystne ceny, solidne porcje i niedługi czas oczekiwania- właśnie to mnie w tym miejscu spotkało. Decyzja była prosta, palcem wskazałam na Pleśniaka, czyli naleśnika z camembertem, szynką i orzechami włoskimi. Pyszny! Aczkolwiek uważam, że najwięcej zrobił dobrego dodatek orzechów. Bardzo żałuję, że nie starczyło czasu (hm no i miejsca w żołądku…) na spróbowanie czegoś z wychwalanej bardzo mocno Patelni. Chciałabym też postawić swoją nogę w Motylej Nodze. Podobno są tam pyszne frytki, a lokalizacja w starym więzieniu jest dodatkowym atutem. Widziałam to miejsce tylko przelotem, ale coś czuję, że lubiłabym tam przesiadywać i spędzać czas.
10. Dni Psychologii Sportu. Wrocławski SWPS od kilku lat organizuje ciekawe wydarzenie, które mnie jako psychologa pracującego ze sportowcami szczególnie interesuje. Dni Psychologii Sportu łączą psychologów, studentów, trenerów i zawodników. Dodatkowo ta „konferencja” jest chyba jako jedyna w Polsce bezpłatna. Jest to wyśmienita okazja, żeby posłuchać ciekawych wykładów, wziąć udział w warsztatach i wymienić się doświadczeniami. W tym roku np. nacisk położony był na stres w sporcie, w zeszłym zaś na komunikację między zawodnikiem a trenerem.

Widok na katedrę. Ostrów Tumski.

Ogród Japoński

Fontanna Niedźwiadek na wrocławskim rynku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz