niedziela, 15 listopada 2015

Berlin - kolejna odsłona.

Wejście na Olympiastadion
Nadszedł oczekiwany długi weekend, a wraz z nim krótki wypad z Mamą do Berlina. Polski Bus przyjeżdża spóźniony ok. 40 minut. Na miejsce jednak docieramy prawie na czas. Szybko udajemy się do hotelu, zostawiamy bagaże i idziemy na obiad do meksykańskiej knajpy. Tym razem mamy sporo czasu, nie musimy się nigdzie spieszyć. Nasz pierwszy przystanek- Potsdamer Platz i tu niespodzianka! Świąteczny jarmark jest już otwarty. Kolejka ludzi czeka do zjazdu na oponach ze stromej, szerokiej i pełnej sztucznego śniegu zjeżdżalni. Obok grupa znajomych zanoszących się śmiechem gra w coś co przypomina curling tyle, że bez szczotek.
Muzyka gra, panuje ogólny gwar i umiarkowany tłok przy stoiskach z pierdółkami i grzanym winem. Jest też chatka austriacka, w której na dobre trwa impreza. Poczuć atmosferę świąt na długo przed nimi - bezcenne. Ale z drugiej strony to też lekkie przegięcie. Reszta miejscówek rusza za jakiś czas, jednak z tego co można było zobaczyć dekoracje świąteczne, lampki, jarmarki czekają już tylko na godzinę zero i "odpalenie". Dalszy wieczorny spacer od Potsdamer Plaztz poprzez Bramę Brandenburską, Unter den Linden aż do Alexanderplatz odbywa się w towarzystwie deszczu. Podróż powrotna do hotelu stoi zaś pod znakiem 20 minutowego "uwięzienia" w tunelu metra spowodowanego awarią sygnalizacji. Pociąg po tym czasie cofa się do najbliższej stacji i wszyscy pasażerowie zostają ładnie wyproszeni. Jesteśmy daleko od hotelu, dlatego kombinujemy i uskuteczniamy kolejny spacer w poszukiwaniu stacji tym razem S-Bahny. Pierwsza część naszego wypadu zbliża się ku końcowi. 

Weihnachtsmarkt na Potsdamer Platz
Brama Brandenburska

Kolejny dzień ma przynieść więcej atrakcji. Przynosi. Po śniadaniu zbieramy się szybko i ruszamy na shopping. Przetrwałam! Następnie kierujemy się metrem do stacji Olympia-Stadion. 

Stacja metra Olympia-Stadion
Punktem głównym będzie Stadion Olimpijski (ale o nim w kolejnym wpisie- tutaj). Wpierw jednak mamy zamiar zwiedzić mało znaną atrakcję berlińską. Jest to Muzeum Metra. Mamy szczęście, bo otwiera swoje drzwi dla odwiedzających jedynie w drugą sobotę każdego miesiąca. Jest dokładnie 14 listopada - druga sobota tego miesiąca. Muzeum nie jest duże, ale jest super. Znajduje się w dawnej nastawni, która funkcjonowała w latach 1931-1983 (z ciekawostek dla osób nie z Poznania - w Poznaniu w dawnej nastawni dworca kolejowego jest knajpka. Polecam.). Już na samym wejściu przenosimy się do innych czasów kupując historyczny bilet, z dawnego okienka. Kolejne pomieszczenia przybliżają nam historię oraz funkcjonowanie metra. Znajduję na moment w sobie dziecko spontaniczne, robię zdjęcia, rozmawiam przez telefon z nieznajomymi, dziurkuję bilety. Chłonę to, co widzę. Mimo, że nie znam się za bardzo na przyrządach tam wystawionych i nie wiem do czego część z nich służy, to w jakiś sposób fascynują mnie takie rzeczy. Z podobną ciekawością chodziło mi się po Muzeum Techniki (kto nie był niech koniecznie idzie!). Tyle radości za 1 euro. 






Po opuszczeniu Muzeum udajemy się na stadion. Tam spędzamy trochę czasu, bo obiekty olimpijskie są duże. Następnie jedziemy na Kreuzberg. Spacer Oranienstrasse to swego rodzaju rytuał. Szukamy też czegoś na ząb. Wchodzimy do obleganego Bagdad Bistro. Strzał w dziesiątkę. Masa tureckich specjałów w jednym miejscu: borek, pide, baklava, hummus, turecka pizza, kebaby itd. itd. Wszystko wygląda świeżo i smakowicie. Na dodatek ceny też nie są wysokie. Za turecką pizze bez dodatków płacę 1,5 euro. Smak wyśmienity, a ostry sos naprawdę ostry. Do tego zamawiam herbatę- dobra i mocna. Na deser zaś baklava. Próbuję też kebaba i też pyszny. Po raz kolejny utwierdzam się w swoim przekonaniu, że w Berlinie jest lepsze jedzenie tureckie niż w samej Turcji. Potrzeba niższego rzędu zaspokojona, więc można spacerować dalej. Ostatnim punktem wędrówki jest "Kudam". Wielokrotnie już odwiedzany, ale jest po drodze, a czas nam się powoli kończy. Spacerujemy po zatłoczonej, handlowej ulicy i już powoli ogarnia mnie zmęczenie. Kolejna wizyta w Berlinie była bardzo udana. Nie starczyło czasu na Hamburger Bahnhof, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej. Teufelsberg prezentowało się zachęcająco z oddali. Jeszcze tyle miejsc jest do zobaczenia w stolicy Niemiec...










3 komentarze: