czwartek, 10 marca 2016

Budapesztańskie top ten.

Pomysł wyjazdu do Budapesztu zrodził się bardzo spontanicznie. Chciałam gdzieś wyjechać na parę dni na ferie zimowe i choć marzył mi się wypad do Skandynawii, to na Budapeszt zareagowałam ochoczo. Byłam tam kilka razy i jako małe dziecko i jako osoba już dorosła. Mam jednak wrażenie, że była to moja najbardziej świadoma wycieczka do tego miasta. Wróciłam zachwycona i oczarowana. Budapeszt jeszcze nigdy nie zrobił na mnie tak dużego i pozytywnego wrażenia. Dlatego też bardziej niż chętnie dzielę się moją subiektywną listą top ten dotyczącą stolicy Węgier. Oto ona: 
1. Papryka. Mówię Węgry - myślisz papryka. Jest to chyba najbardziej powszechne skojarzenie kulinarne związane zarówno z Węgrami, jak i z samym Budapesztem. Uwielbiam paprykę prawie w każdej postaci, a w madziarskiej stolicy jest ona dostępna na każdym kroku. Papryka suszona, sproszkowana, różnorodne pasty paprykowe, papryka jako dodatek do posiłków, jako element wystroju, papryka faszerowana, papryka taka, śmaka i owaka. Wszędzie papryka! Idealna dla mnie to ta w wersji csipos, czyli bardzo ostra.

Paprykowy raj
2. Ruin puby. W żadnym innym mieście na świecie nie ma takiego nagromadzenia tworów zwanych ruin pubami, jak w Budapeszcie. Ruin puby zaczęły powstawać ok. 15 lat temu w opuszczonych i zruinowanych kamienicach, głównie w dzielnicy żydowskiej. Pierwszym i najbardziej popularnym jest Szimpla Kert (Prosty Ogród). To właśnie tam skierowaliśmy się od razu po przybyciu do miasta i to właśnie to miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Mieliśmy okazję wypić kilka piw także w ruin pubie Instant, który niewiele ustępuje Szimpli. W tych miejscach można nie tylko dobrze zjeść i wypić. Można przede wszystkim podziwiać i chłonąć atmosferę i wystrój, który momentami sprawia, że człowiekowi oczy wychodzą ze zdziwienia. Można potańczyć, posłuchać koncertów, obejrzeć filmy, załapać się na market rowerowy, designerski czy bio market. Nic dziwnego, że ruin puby stają się kolejną wizytówką Budapesztu. Naprawdę polecam wejść choć na moment i zagłębić się w labiryncie schodów i pomieszczeń podziwiając różne różniste meble, tapety, przedmioty, trabanta, obrazy i inne dzieła. A jeśli komuś spodoba się klimat to niech zostanie na dłużej, usiądzie w wannie i wypije dobre piwo - za ludzi z wyobraźnią, którzy dają drugie życie skazanym na zniszczenie budynkom.

Szimpla Kert

3. Ogród zoologiczny. Tego miejsca nie mogę ominąć przede wszystkim ze względu na obecność w nim dwóch koali. Ta spontaniczna wizyta w zoo należy do największej pozytywnej niespodzianki tego wyjazdu. Kto by pomyślał, że właśnie w tym miejscu spełnię swoje małe pragnienie. Ale zoo to nie tylko te dwie słodkie istoty oraz cała rzesza innych mniej lub bardziej słodkich zwierząt. Budapesztańskie zoo to też bogata historia. Przybytek ten należy do najstarszych na świecie i pełen jest zabytkowych secesyjnych budowli. Na uwagę zasługuje brama wejściowa do zoo, budynek America Tropicana (niegdyś Palmiarnia) oraz Dom Słoni. Kto chciałby się trochę cofnąć w czasie i miałby ochotę na pobyt w restauracji żywcem wyjętej z czasów PRLu, ten powinien skierować się do Cave Restaurant. 

Z tygryskiem

4. Aleja Andrassyego. Piękna reprezentacyjna aleja, przy której można podziwiać ciekawe i monumentalne budynki. To właśnie na tej alei znajduje się Dom Terroru, Opera, Akademia Muzyczna, Akademia Sztuk Pięknych, Pałac Saxlehnerów, liczne muzea i ambasady. Jak już pisałam wcześniej warto się przejść aleją w chociażby w jedną stronę, żeby pooglądać te wszystkie budynki, a w drugą można pojechać zabytkową żółtą linią metra ( zarówno jedno, jak i drugie zostało w 2002 wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako rozszerzenie do wcześniejszego wpisu dotyczącego panoramy nadbrzeży Dunaju i dzielnicy zamkowej w Budzie). Nazwa alei wzięła się od nazwiska węgierskiego premiera, który rzucił pomysł stworzenia nowej, szerokiej "ulicy" w 1870 roku na wzór paryski. Taka była pierwotna nazwa, taka jest obecna nazwa. W międzyczasie była aleją Stalina, Młodzieży Węgierskiej, Republiki Ludowej. Nazywana była także (nadal jest) Promieniem. Jakkolwiek by jej nie nazywać stanowi piękny trakt łączący Plac Elżbiety z Laskiem Miejskim.

Jeden z budynków znajdujących się przy alei Andrassyego

5. Metro. W sierpniowym wpisie dotyczącym pierwszych dni podróży w stronę Stambułu trochę prześmiewczo skomentowałam wagoniki budapesztańskiego metra, którym dane mi było wtedy się przejechać. Napisałam, że wagoniki pamiętają chyba czasy Austro-Węgier. Oczywiście wiadomo, że taka rzecz jest niemożliwa, ale z drugiej strony w swojej nieświadomości w jednym się nie pomyliłam. Otóż inna linia metra M1 zwana inaczej żółtą jest najstarszą linią metra na kontynentalnej Europie i została otwarta w 1896 roku (pierwsze w ogóle w Europie było londyńskie metro). Obowiązkowo trzeba się więc nią przejechać. A dla fanatyków jest jeszcze inna atrakcja - Muzeum Kolejki Podziemnej, w którym podobno znajdują się dwa wagoniki z czasów otwarcia metra. Koniecznie muszę się tam wybrać następnym razem. Te stare, szpecące, ale też klimatyczne wagoniki spotkałam na linii niebieskiej. Podczas tegorocznego pobytu miałam też okazję przejechać się linią zieloną, nowoczesną, czystą, wypucowaną, przebiegającą pod Dunajem. Wniosek jest taki - metro w Budapeszcie jest  bardzo różnorodne i jeśli ktoś odnajduje przyjemność w podróżowaniu tym środkiem transportu, to na pewno nie będzie zawiedziony. Wręcz przeciwnie. Eh a mi się nadal marzy podróżowanie londyńskim i moskiewskim metrem...

6. Widoki. Trochę ogólny ten punkt, ale co mi tam. Widoki w Budapeszcie są przepiękne. Z Budy na Peszt, z Pesztu na Budę. Widok na mosty i Dunaj. A wrażenie jakie sprawia Budapeszt by night jest powalające.  Prym w tym zakresie wiedzie oświetlony gmach Parlamentu. Nic tylko spacerować i oglądać.

7. Mosty. Jest Buda, jest Peszt, jest Dunaj, a więc muszą być i mosty. I to nie byle jakie! Most Elżbiety, Most Łańcuchowy (Szechenyiego), Most Wolności i Most Małgorzaty to cztery najsłynniejsze i najważniejsze budapesztańskie mosty. Wszystkie robią wrażenie i za dnia i w nocy, gdy są podświetlone. Mają jednak małą wadę. Nie są to oryginalne budowle, ponieważ wszystkie zostały wysadzone w powietrze przez wycofujące się oddziały niemieckich faszystów w styczniu 1945 roku. Tylko Most Małgorzaty został wysadzony w tajemniczych okolicznościach parę miesięcy wcześniej. Jeśli idzie o ciekawostki związane z mostami to np.:
- przęsła Mostu Małgorzaty są trochę załamane w związku z tym, że trzeba było pogodzić fakt, że w jednym miejscu spotykają się przeciwstawne nurty Dunaju,
- Most Łańcuchowy stanowił pierwsze stałe połączenie Budy i Pesztu, a lwy, które go strzegą podobno nie mają języków (Tyle, że mają. Jedynie z perspektywy spacerowicza widać jakby były pozbawione tego ważnego organu),
- Most Elżbiety był pierwszym mostem, który za pomocą jednego przęsła połączył tak odległe dwa brzegi rzeki (290 metrów). Od 1903 roku przez 23 lata nie było mostu na świecie, który by go pobił,
- Most Wolności to najkrótszy most w stolicy Węgier. Jest też nazywany mostem samobójców. Chyba wiadomo dlaczego.

8. Kąpieliska. Jest ich cała masa i nie ma co ukrywać, że wiele osób przyjeżdża do Budapesztu w celu potaplania się w gorących, leczniczych źródłach. Odkryli je i korzystali z nich już Rzymianie. Turcy zaś wybudowali kąpieliska i łaźnie. Należy tutaj wspomnieć o kąpielisku Rudas znajdującym się u stóp Góry Gellerta. Istniało ono już w średniowieczu, jednak Turcy je dostosowali, rozbudowali i wybudowali łaźnię turecką. Ta właśnie łaźnia z XVI wieku jest nie lada perełką, bo niezniszczona wojną stoi do dziś i stanowi jeden z niewielu zachowanych zabytków z czasów panowania tureckiego na tych ziemiach. W Rudas nie byliśmy. Odwiedziliśmy za to Kąpielisko Gellerta (woda tam podobno ma wybitne właściwości lecznicze) i Szechenyiego (podobno największe w Europie). Dla wrażeń estetycznych i mniejszej liczby osób polecam zdecydowanie Gellerta, mimo iż cena jest ciut wyższa. Warto jednak dopłacić.

9. Góra Gellerta O górze pisałam tutaj. Nie wspomniałam o jeszcze jednej atrakcji znajdującej się w tym miejscu, a mianowicie o kościele skalnym w grocie św. Stefana. Nie byłam, więc wrażeń nie opiszę. Podobno warto. Miejsce ma dość solidne akcenty polskie. Ogólnie Góra Gellerta jest też fajnym miejscem rekreacyjnym. Nawet zimą przy niskich temperaturach można było dostrzec zapalonych biegaczy. Wiosną i latem to miejsce na pewno zyskuje na uroku.

10. Secesja w Budapeszcie. Do architektury secesyjnej mam straszną słabość. Uwielbiam! W Budapeszcie na każdym kroku widać secesję. Nic więc dziwnego, że stolica Węgier należy do Reseau Art Nouveau Network - Związku Miast Secesyjnych i nawet była jednym z miast założycieli tego związku (obok Barcelony, Brukseli, Helisnek i Glasgow).

Co zostało do zobaczenia jeszcze w Budapeszcie? Dużo. Kościół skalny, Dom Terroru, Muzeum Kolejki Podziemnej, Wyspa św. Małgorzaty latem i ... jaskinie (tak, Budapeszt podobno ma się czym pochwalić w tym zakresie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz