|
Zamek w Gołuchowie |
Dnia następnego ruszałam dalej. Czasem
się tak fajnie dzieje, że dzięki pracy można pojechać w jakieś ciekawe miejsce
i przy okazji pozwiedzać. Mnie się zdarzyło i cieszę się z tego przeogromnie. Spędziłam
dwa cudne dni z naturą w Ośrodku Kultury Leśnej w Gołuchowie. Ośrodek ten liczy
blisko 200 ha i powstał na terenie dawnej rezydencji magnackiej Jana
Działyńskiego i jego żony Izabelli z Czartoryskich. Zespół parkowo-leśny ma
sporo do zaoferowania zarówno dorosłym, jak i dzieciom. Niestety przez
przymusową opiekę i mini akcję ratunkową nie było mi dane zobaczyć zagrody
zwierząt. Żubry, daniele i dziki przeszły mi obok nosa. A ja taaaak lubię dziki.
J Na szczęście całą
resztą atrakcji mogłam się już cieszyć. Dodam, że konotacje rodzinne sprawiają,
że klimaty leśne i zwierzęce nie są mi obce i bardzo dobrze się wśród nich
czuję. Spaliśmy w „Oborze”- obiekcie edukacyjnym, który też jest bogaty w
pokoje gościnne. Nazwa nie wzięła się z niczego, kiedyś faktycznie była to
obora. Jedliśmy w miejscu, w których liczba wypchanych zwierząt i poroża
przekraczała normę krajową. Trochę przerażające, trochę klimatyczne. Zwiedziliśmy
natomiast jeszcze Muzeum Leśnictwa oraz Zamek, który był wisienką na torcie. Podobno
to taki mały Wawel.
|
Muzeum Leśnictwa |
|
Zamek w Gołuchowie |
|
"Obora" |
Wypad numer trzy to jednodniówka
w
Łodzi. Miasto to darzę niezwykłym sentymentem. Przez wielu uważane jest po
prostu za brzydkie, zaniedbane i zniszczone. Coś w tym może jest, ale ja
znajduje w tej brzydocie piękno. Budynki pofabryczne i te odnowione i te
podupadające świadczą o dawnej świetności Łodzi. Duch Poznańskiego, Grohmana i
Scheiblera nadal się unosi. Nie bez powodu Łódź znalazła się też obok takich
miast, jak Budapeszt czy Barcelona w Sieci Miast Secesyjnych (
Réseau
Art Nouveau Network). Wystarczy przejść się ul. Piotrkowską i z uwagą przyjrzeć
się w kamienicom. Wbrew pozorom jest tu naprawdę dużo miejsc wartych zwiedzenia
i nie mam tu na myśli jedynie osławionej Manufaktury (którą notabene trzeba
zobaczyć chociażby dlatego, aby wyrobić sobie pojęcie o tym, jak wielkie było
imperium potentata włókienniczego Izraela Poznańskiego). Jednym z takich miejsc
jest Muzeum Miasta Łodzi mające swoją siedzibę w dawnej rezydencji
Poznańskiego. We wnętrzu zwraca uwagę klatka schodowa wyłożona mahoniową
boazerią, Duża Jadalnia i Gabinet Poznańskiego. W pomieszczeniach na pierwszym
piętrze znajduje się Panteon Wielkich Łodzian. Można też wypić kawę w pałacowej
kawiarni. Ja jednak polecam inną klimatyczną kawiarnię. Verte Cafe się nazywa.
Niestety aby się do niej dostać trzeba z ul. Piotrkowskiej przejść przez bramę,
w której delikatnie mówiąc zapach uryny jest średnio znośny. Nie zniechęcajcie
się nim. Klimatyczne wnętrze, dobra kawa i przepyszna tarta na was czekają.
Równie godnym polecenia miejscem jest OFF Piotrkowska. Dobrze, że powstała taka
inicjatywa, która przywróciła życie dawnym obiektom. Niestety ograniczona godziną
odjazdu Polskiego Busa musiałam zrezygnować z wizyty w kilku miejscach. Ma to
jednak jedną dobrą stronę. Mianowicie taką, że w najbliższym czasie znów udam
się do Łodzi, a tym razem na tapecie będzie Cmentarz Żydowski, Muzeum Fabryki i
Muzeum Kanału „Dętka”. Tutaj jeszcze link do zdjęć z Łodzi, wśród których prym wiodą te zrobione przeze mnie w 2010 roku w byłej Przędzalni Cienkoprzędnej H. Gruhmana:
|
Pałac Poznańskich |
|
Pałac Poznańskich wnętrze |
|
Pałac Poznańskich |
|
Łódź MIsie podoba
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz