sobota, 17 września 2016

Dzień czwarty - Piza. Dzień piąty - Tirrenia i Lukka.

Piza Plac Cudów
Wszystkim nam Piza kojarzy się z Krzywą Wieżą. I fakt Krzywa Wieża i Plac Cudów to miejsce tłumnie odwiedzane w Pizie przez turystów, a czasem tylko jedyne. Jest to niestety błąd, bo miasto ma do zaoferowania o wiele więcej i jest naprawdę urocze. 
Podróż pociągiem z Florencji trwała ok. 45 minut (bilet kosztował 8,40 euro) i odbyła się w pięknych okolicznościach przyrody. Krajobrazy toskańskie są cudowne. Aż żal, że czas tak szybko minął. Nasz hotel znajdował się blisko dworca, więc tylko rzuciłyśmy bagaże i ruszyłyśmy na zwiedzanie. Mimo popołudniowej pory upał nadal solidnie doskwierał. Postanowiłyśmy zacząć od Placu Cudów. Miejsce sprawia miłą niespodziankę, bo robi naprawdę wrażenie. Chyba każdy widział Krzywą Wieże, czy to na zdjęciach, czy filmach i ma ten obraz w swojej świadomości. Jednak konfrontacja z rzeczywistością wychodzi zdecydowanie na plus. Krzywa Wieża ukończona została w 1350 roku, więc już trochę lat ma. W chwili obecnej szczyt jest przesunięty od podstawy podobno o 3,99 metra. Dla porównania 1995 roku było to aż 4,5 metra. Wszystko to dzięki remontowi i zabiegom naukowcom z politechniki turyńskiej. Nie mniejszą atrakcję na Placu Cudów stanowią turyści sprawdzający gibkość i wirtualną siłę swoich  kończyn w konfrontacji z wieżą. Wszystko po to, żeby zrobić sobie mniej lub bardziej wyszukane zdjęcie. Niestety wiele wycieczek dociera tylko do tego miejsca, a jest to duży błąd. Nie trzeba spacerować długo, żeby natknąć się na kolejne fantastyczne miejsce - Piazza dei Cavalieri. Jest to wielki plac, na który niespodziewanie wchodzimy z wąskich uliczek. Niegdyś siedzibę miał tam zakon krzyżowców Rycerzy św. Stefana. Stoi tam także kościół zakonny św. Szczepana oraz renesansowy Palazzo dell' Orologio. Miejsce też jest o tyle fajne, że mało tam turystów, brak knajpek i kramów z pamiątkami. Można sobie przysiąść na schodach i pokontemplować. Ogólnie dobrze jest pokręcić się tak bez celu po Pizie krętymi uliczkami lub wzdłuż rzeki Arno. To uniwersyteckie miasto ma trochę inny charakter niż Florencja. Noc minęła przyjemnie, a w perspektywie był już kolejny dzień. Dnia piątego postanowiłyśmy wpierw pojechać nad morze. Miły pan z recepcji polecił Tirrenie, która ma ładne, piaszczyste plaże. Plaże te oczywiście są w większości płatne. Ale to nic. Najważniejszy był wypoczynek, kąpiel w morzu i szum fal. Jeszcze nigdy nie parzył mnie tak piasek w stopy. Trochę jakby ścieżka sensoryczna. Na takim upale nie wytrzymałyśmy dłużej niż trzy godziny. Ruszyłyśmy z powrotem do Pizy, a po krótkim relaksie w hotelu, wsiadłyśmy w pociąg i udałyśmy się do Lukki. Urocza i piękna Lukka to naprawdę "must see" wybierających się w podróż do Toskanii. Otoczona grubymi murami ma praktycznie w całości średniowieczny charakter. Nic tylko spacerować i odkrywać. I koniecznie dać się zgubić. Polecam jednak odnaleźć jedno miejsce, a mianowicie Torre Guinigi - wieżę, na szczycie której rosną dęby skalne. Wspinaczka po schodach nie należała do przyjemności, ale widoki ze szczytu zrekompensowały wszystko. Re-we-la-cja. Wielbiciele muzyki mogą w Lukce odwiedzić dom, w którym urodził się Puccini albo skorzystać z koncertów, które w okresie wakacyjnym serwowane są często i gęsto w mieście. Warto też zajrzeć na Piazza del Anfiteatro. Plac o eliptycznym kształcie otaczają średniowieczne budynki z fundamentami, które niegdyś były łukami rzymskiego amfiteatru. Do Lukki trzeba po prostu pojechać! Dzień pełen wrażeń zakończył się w hotelowym pokoju wygraną Portugalii w Mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Dzięki pozytywnej dawce emocji związanych ze zwiedzaniem aż tak bardzo nie poirytowała mnie radość Ronaldo...
Szósty dzień, a w zasadzie jego część została przeznaczona na kolejny spacerek po Pizie. Niestety to co piękne zbyt szybko się kończy i nastał czas powrotu do domu.


Lukka Piaza del Anfiteatro
Lukka widok z Torre Guinigi 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz