piątek, 10 marca 2017

Dzień czwarty - dzień dobry Jerozolimo! Jaffa Road - ulica umiłowana przez zamachowców.

Okolice przygraniczne
Śniadanie w hotelu Al-Rashid smakowałoby nam pewnie bardziej, gdyby nie przejmujące zimno, ale dałyśmy radę. Jajecznica i chałwa smakowały wybornie. Do Aqaby postanowiłyśmy wrócić transportem publicznym. Z dworca autobusowego w Wadi Musa odjeżdżają busiki w stronę Ammanu oraz Aqaby. Kierowca czeka aż busik się zapełni i dopiero wtedy rusza w trasę. Poza dwoma innymi turystkami nasz bus pełen był tubylców. Tego dnia była już piękna pogoda i można było podziwiać widoki. Przepięknie tam. Zanim dotarliśmy do celu dwa razy zatrzymało nas wojsko i policja. Obyło się bez problemów i taksówką z Aqaby dobiłyśmy do granicy.
Przejście graniczne nie było zbyt miłym doświadczeniem, ale o tym jeszcze napiszę przy okazji. Między granicą a przystankiem autobusowym wstąpiłyśmy do pewnego przybytku, do Herb and spice farm. Tam się obkupiłyśmy, ponieważ obu nam zapalają się iskry w oczach, gdy tylko widzimy i czujemy przyprawy. A tam przypraw było pod dostatkiem i były one w cenach dość przystępnych. No i jak tam przepięknie pachniało... Pani sprzedawczyni mająca korzenie polskie wyjaśniała, tłumaczyła i generalnie była bardzo pomocna. Na samej trasie do Jerozolimy nie wydarzyło się już nic ciekawego. Może poza tym, że w naładowanym autobusie jedyne wolne miejsce było obok żołnierza. Usiadłam obok niego i tym sposobem między naszymi nogami miotał się przez kilka godzin karabin. Do Jerozolimy dotarłyśmy ok. 19.

Będąc kilka dni wcześniej nad Morzem Martwym jeszcze do mnie nie docierało, że właśnie zaczęłam spełniać tak długo w sobie noszone pragnienie. Zaczęło to do mnie dochodzić chyba dopiero w momencie, gdy z plecakiem na plecach szłam ulicą Jaffską w stronę hostelu mijając co krok liczne grupy ortodoksów i żołnierzy. Rozglądałam się dookoła i chłonęłam surrealistyczne widoki myśląc sobie..taaaak, w końcu dobiłam do tego Izraela i właśnie spaceruję po chyba najbardziej znanej ulicy w Jerozolimie. Jaffa Road to jedna z dłuższych ulic w mieście, na dodatek też jedna ze starszych. To po niej pojedziemy jedyną póki co linią tramwajową w mieście - czerwoną linią Jerusalem Light Rail. Mi jednak do tej pory ulica ta kojarzyła się z czym innym, a skojarzenia nie były miłe. Mianowicie od lat 90-tych co jakiś czas wydarzał się tam krwawy, samobójczy zamach. Było tych zamachów naprawdę sporo: trzy zamachy bombowe na targu Mahane Jehuda, trzy w autobusach, jeden przy sklepie obuwniczym, jeden w pizzeri. Szczególnie ten ostatni zapadł mi w pamięć, bo parę lat temu oglądałam o nim film dokumentalny. Sierpień 2001, upał leje się z nieba, a Pizzeria Sbarro pęka w szwach. Poza lokalsami pizzę pałaszują turyści. Nagle wchodzi do niej jegomość z futerałem na gitarę. Chwilę później wielkie boom. Efekt...15 ofiar, 130 rannych. W futerale, jak można się domyśleć nie znajdowała się gitara. Zamiast niej trafił tam materiał wybuchowy. Aby szkoda była jak największa dołożono do niego gwoździe i śruby... Jaffa Road upodobali sobie nie tylko bombiarze. Warto chociażby wspomnieć terrorystę, który ukradł koparkę i wjechał nią w autobus przewracając go w taki sposób, że ten staranował przechodniów. I tak właśnie rozmyślając o atakach terrorystycznych maszerowałam tą arterią będącą takim małym krwawym szlakiem stosunków izraelsko- palestyńskich.

Mały Dawid i Abraham Hostel
Nasz hostel "Abraham hostel" znajdował się na Placu Davidka przy ul. Jaffskiej. Davidka to nie osoba, nie jakiś Dawidek, a przynajmniej nie do końca. Davidka to izraelski moździerz wykorzystany w Izraelskiej Wojnie o Niepodległość w 1948 roku. Davidka znaczy mały Dawid, a nazwę swą zawdzięcza wynalazcy. Podobno huk i hałas, jaki powodował sprawiał, że Arabowie niejednokrotnie podczas wojny myśleli, że mają do czynienia z bombą atomową. Na placu znajduje się mały pomnik upamiętniający tę broń. I na koniec dodam, że oczywiście na Placu Davidka, bo jakżeby inaczej, w czasie drugiej intifady (powstania palestyńskiego) miał miejsce zamach samobójczy. Dość już jednak o zamachach...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz