poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Co zobaczyć w Tel Awiwie? Część pierwsza.

Jerusalem prays, Tel Aviv plays. Tym jednym zdaniem można skwitować przepaść dzielącą oba miasta. Jerozolima jest miastem religijnym, radykalnym, zatracającym się w przeszłości, pielęgnującym różnice i podziały, w którym rytm życia wyznaczają słowa zawarte w Torze, Talmudzie i Koranie. To miejsce przede wszystkim dla turystów - pielgrzymów. Tel Awiw z kolei to miasto otwarte, tolerancyjne, nowoczesne, żyjące teraźniejszością, osadzone w "tu i teraz". To miejsce przede wszystkim dla turystów spragnionych życia nocnego i kąpieli słonecznych. Jerozolima to strefa sacrum, Tel Awiw zaś profanum. Przed wyjazdem do Izraela rozmawiając z osobami, które już taką podróż odbyły spotkałam się z poglądami, że Tel Awiw jest blee, że nic tam ciekawego nie ma, sama nowoczesność, nuda i w ogóle bez sensu tracić czas na pobyt tam. No cóż teraz i ja mogę w końcu wyrazić swoją opinię. Mnie Tel Awiw absolutnie i do końca urzekł.

Z jakich powodów? Po pierwsze mam słabość do miast z dostępem do morza. Po drugie tutaj jest naprawdę co oglądać (choć oczywiście nie można tego porównać do zabytków jerozolimskich). Po trzecie panuje tu wszechobecna radość, otwartość, luz. Nie czuć w tym mieście, że jesteśmy w kraju będącym w permanentnym konflikcie i stanie gotowości wojennej. Po czwarte fajne jest to, że Tel Awiw nocą żyje swoim własnym życiem, nie zasypia. Po piąte jest tu najcudowniejszy hostel w jakim dane mi było kiedykolwiek nocować. Na koniec...po prostu w tym mieście poczułam "to coś" czego słowami wyrazić się nie da, co jest nienamacalne, a co sprawia, że do jednych miejsc chce się wracać, do innych już nie. Wystarczająca chyba lista powodów, prawda? 


Białe miasto

Tel Awiw powstał w 1909 roku. Chociaż w tamtym okresie nie można mówić jeszcze o metropolii. Ta powstała dopiero w 1950 roku, gdy połączono Tel Awiw z jednym z najstarszych portów na świecie - arabską Jafą. Obecnie cały obszar aglomeracji metropolitarnej (dystryktu) włączając w to np. Ramat Gan, Bene Berak, Giwatajim zamieszkuje ok. 3 milionów ludzi. Tel Awiw nazywany jest często białym miastem. W latach okołowojennych (chodzi o drugą wojnę światową) z terenów Niemiec w obawie przed prześladowaniami wyjechało do Izraela wielu Żydów, którzy byli studentami związanymi z nowo narodzonym w Niemczech stylem architektonicznym tzw. bauhausem. Postanowili oni dostosować ten styl do warunków klimatycznych panujących w ich nowej ojczyźnie (np. zastosowali wąskie okna, płaskie dachy). Jednak do końca pomysł nie wypalił, ponieważ żelbetonowe budynki w ciągu dnia bardzo się nagrzewały. Mówi się, że dzięki temu Tel Awiw stał się mekką życia nocnego. Mieszkańcy bauhausowych domów po powrocie z pracy nie mogli z gorąca w nich wytrzymać, dlatego wychodzili na zewnątrz. Białe miasto przede wszystkim koncentruje się w pobliżu Bulwaru Rothschilda i w tym miejscu właśnie my rozpoczynamy nasz ostatni dzień pobytu w Izraelu. Udajemy się pod dom pierwszego burmistrza miasta Dizengoffa. To tutaj w 1948 roku Dawid Ben Gurion odczytał deklarację niepodległości państwa Izrael. To tu się wszystko zaczęło. Następnie po prostu przechadzamy się bulwarem, oglądamy inne budynki i kierujemy się w stronę Placu Icchaka Rabina. Mijają nas biegacze, ludzie z pieskami, rowerzyści. Jakaś taka normalność tu panuje. Kontrast z Jerozolimą wielki.


Dom Dizengoffa



W tym dziwnym kraju dążenie do pokoju izraelsko- palestyńskiego ma swoją cenę. Przekonał się o tym Icchak Rabin były premier. Ten laureat nagrody Nobla, rzecznik pokoju, został z zimną krwią zamordowany przez swojego rodaka, któremu te zapędy nie były w smak. Odwiedziłyśmy miejsce zamachu. Przeszłyśmy plac dookoła i udałyśmy się w stronę morza po drodze wypijając najpyszniejszy jak dotąd sok z granatów. Nad morzem cudownie! Pusto i słonecznie. 



Kolejnym przystankiem był bazar Karmel. Póki co tylko oglądałyśmy, na zakupy czas miał przyjść później. Zresztą ja w tym momencie już byłam bardzo nakręcona na kolejną atrakcję. 

Muzeum Izraelskich Sił Zbrojnych

O tym muzeum dużo się nie pisze w przewodnikach, dużo się nie mówi. W zasadzie tylko jakieś takie moje zacięcie militarne sprawiło, że wyłapałam gdzieś to miejsce. I całe szczęście, bo myślę, że jest to jedna z większych atrakcji Tel Awiwu, o której mało kto słyszał. Znajduje się ono na terenach byłego dworca Old Jaffa. Większość ekspozycji jest na zewnątrz, ale oczywiście są też liczne pawilony, w których można oglądać różne militaria i pokrewne przedmioty. Na wejściu czeka nas kontrola i zestaw pytań, jakich jeszcze nie było. Normalnie jakby to było najpilniej strzeżone miejsce w Izraelu. Na szczęście panowie nas wpuszczają i możemy w spokoju oglądać wozy pancerne, czołgi, broń różnego rodzaju, pojazdy wojskowe i generalnie wszystko, co wiąże się z wyposażeniem armii. Możemy dowiedzieć się więcej na temat chociażby Wojny o Niepodległość, Kampanii Sueskiej, czy Wojny Sześciodniowej. Spędzamy w tym muzeum naprawdę dość dużo czasu. Jakkolwiek nie chcę się tu wypowiadać na temat zasadności wszystkich działań Izraelskich Sił Zbrojnych (IDF), tak myślę, że to miejsce warto odwiedzić. 







W związku z tym, że jesteśmy już troszkę zmęczone, a przed nami dużo jeszcze do zobaczenia, to postanawiamy udać się znów na plażę i trochę poleżeć. CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz