niedziela, 2 kwietnia 2017

Niebieskie miasto Safed.

Safed
Po pobycie w Jerozolimie wizyta w Tel Avivie była niczym odświeżająca bryza. Chyba tylko w Izraelu jest możliwe, że miasta leżące tak blisko siebie, tak bardzo się różnią. Ale o tym potem. Nie do końca miałyśmy sprecyzowany dokładny plan naszego przedostatniego dnia pobytu w Izraelu. Wpierw musiałyśmy dostać się do Tel Avivu, co było rzeczą prostą, gdyż autobusy z Jerozolimy odjeżdżają w tym kierunku co chwila. Podróż nie trwała długo. Dworzec autobusowy jest dość daleko od naszego hostelu. Trochę się gubimy, bo nie ogarnęłam zbytnio tematu, ale pomagają nam znaleźć właściwy autobus bardzo otwarci i pomocni mieszkańcy metropolii.
Tel Awiw przywitał nas błękitnym niebem i palącym słoneczkiem. Nocleg mamy znów w Abraham Hostel. Telavivski oddział jest młodszy i chyba większy. Na pewno większa jest część jadalniano-kuchenno-barowo-imprezowa. Jest wręcz rewelacyjna. Pokój składający się z przedsionka, aneksu kuchennego i sypialni też jest cudowny. Czysty, pachnący wręcz nowością, w stylu troszkę industrialnym. Serio nie sposób nie docenić tej izraelskiej sieci hostelowej i ludzi tam pracujących. Jesteśmy w hostelu dość wcześnie, więc zostawiamy bagaże i kierujemy się na dworzec autobusowy, tym razem gdzie indziej zlokalizowany.

Dworzec autobusowy w Tel Avivie to wielopiętrowy kolos.
Autobusy do Tyberiady odjeżdżają z ostatniego piętra.

Kierunek - Tyberiada, czyli najniżej położone miasto w Izraelu (200 m p.p.m.) znajdujące się nad Jeziorem Galilejskim i będące jednym z czterech świętych miast judaizmu. Tyberiada była jednak jedynie przystankiem. Niestety już nas gonił czas i na zwiedzenie Górnej Galilei miałyśmy tylko kilka godzin. Po rezygnacji z odwiedzin Nazaretu za cel obrałyśmy sobie jedną z dwóch miejscówek albo Safed albo Kafarnaum. Stwierdziłyśmy, że zdamy się na przypadek i wsiądziemy w autobus, który jako pierwszy przyjedzie na dworzec tyberiadzki. Pierwszy przyjechał autobus do Safedu. Powiem tyle...ucieszył mnie ten ślepy los. Safed leży na wysokości 900 m n.p.m., co czyni go najwyżej położonym izraelskim miastem. Na dodatek to kolejne święte miasto judaizmu i tym sposobem całą wielką czwórkę "zaliczyłyśmy" (Jerozolima, Hebron, Tyberiada, Safed). O Safedzie zrobiło się głośno po 1492 roku. W tymże roku w Hiszpanii, a konkretnie w Alhambrze wydano edykt, na mocy którego Żydzi zmuszeni byli opuścić Hiszpanię. Opuścili i w większości zasiedlili to do tej pory małe miasteczko. Safed urósł w siłę, ponieważ zjawiło się tam wielu żydowskich mędrców i uczonych. Stał się centrum kulturalnym. Powstała tam nawet pierwsza na Bliskim Wschodzie drukarnia. Drukarnia to jednak pikuś, gdyż miasto zasłynęło najbardziej z czego innego. Mianowicie ze znamienitego odłamu mistycyzmu żydowskiego, czyli kabały (nie do końca tej, która jest obecnie lansowana przez artystów i celebrytów typu Madonna czy Kayah). To tutaj narodziła się nowoczesna kabała, a za jej twórcę uważa się rabina Izaaka Lurię.


Safed będący obecnie mekką artystów ma przepiękną, znajdującą się na wzgórzu starówkę, w której dominuje kolor niebieski łączący miasto z niebem. Niebieskie drzwi, płoty, kraty, framugi, elementy wystroju wnętrz - to wszystko sprawia, że w mieście czuję się dobrze, a spacer jest przyjemnym doświadczeniem. Szkoda, że dotarłyśmy tam dość późno, bo większość galerii sztuki była już zamknięta. Na szczęście udało nam się wejść do najbardziej znanych synagog różniących się nieco wystrojem od tych znajdujących się chociażby w Jerozolimie. Odwiedziłyśmy synagogę aszkenazyjską Ha-Ari (Ari po hebrajsku znaczy lew i jednocześnie jest to akronim od tytułu rabina Izaaka Lurii). Ciekawsza, większa i ważniejsza jest jednak synagoga rabina Izaaka Abuhawa. Jest ona pełna kabalistycznej symboliki, a w centralnym miejscu, na bimie znajduje się najstarszy na świecie, ciągle używany zwój tory. Liczy sobie ponad 650 lat. Sam Abuhaw poświęcił aż 13 lat, żeby go napisać. Oto kilka zdjęć z Safedu robionych niestety telefonem. Aparat po raz kolejny w ważnym momencie odmówił mi posłuszeństwa.


Synagoga Abuhawa. Po prawej - najstarszy
na świecie używany zwój tory.




Drogę powrotną spędzam na kontemplacji krajobrazów. Widoki są cudowne. Podziwiam liczne plantacje bananowe, Jezioro Galilejskie i widoczne z oddali Wzgórza Golan (które są notabene najbardziej zaminowanym terenem na świecie). Izrael to piękny kraj. Do hostelu docieramy późno i jedyne na co mam siły to piwko i oglądanie telewizji. Mocno schłodzony Goldstar smakuje wybornie. Kolejnego dnia nie mogę się doczekać. Do Tel Awiwu poczułam dziś miętę od pierwszego wejrzenia i mam przeczucie, że to miasto na długo zostanie w mojej głowie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz