środa, 19 sierpnia 2015

Dzien 12. Siedmiogród kraina zamków chłopskich i kościołów warownych.

Dzień 12 i kolejna wczesna pobudka. One mnie wykańczają i nie ukrywam, że trochę jestem przez nie przetrącona. Dziś śniadanie robimy sobie sami, a następnie ruszamy na krótki podbój Braszowa. Miasto o poranku jest jeszcze spokojne. Przechadzamy się uliczkami. Z oddali podziwiamy Wzgórze Tampa. Podobno jest z niego piękny widok. My jednak nie mamy za bardzo czasu. Nie zasmuca mnie to bardzo, bo musiałabym walczyć podczas jazdy kolejką ze swoim lękiem wysokości. Widok z poziomu ziemi też jest całkiem całkiem. Braszów to bardzo ładnie położone miasto. Jest też zadbane. Starówka jest odnowiona i bardzo przyjemnie się po niej spaceruje. Czarny Kościół (chyba największy w tej części Europy, a Czarny, bo po pożarze miasta w 1689 roku jego elewacja spowiła się sadzą i tak zaczęto na niego po prostu mówić)  i Ratusz to dwa zabytki, których nie sposób nie dostrzec. My wchodzimy jeszcze do Cerkwi na rynku. Wizytę w Braszowie kończymy kawą mrożoną i ruszamy dalej w kierunku Sighisoary.
Nie wiemy jednak jeszcze, że trasa, którą obraliśmy ma do zaoferowania tyle, że głowa mała. Wpierw oczom naszym ukazuje się wysoka skała, na której widnieje gród obronny. To odnowiony zamek chłopski w Rupei, który szczerze mówiąc większe wrażenie robi z daleka. Podjeżdżamy, płacimy za bilet i oglądamy. Zamków chłopskich w Siedmiogrodzie było dużo. Wznoszone były przez Sasów Siedmiogrodzkich i oczywiście służyły obronie. W środku były często kościoły, a mieszkańcy mogli tam znaleźć schronienie. Charakterystyczne dla Transylwanii są jednak kościoły warowne i aż 7 wiosek z takimi kościołami jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Trzy z nich oglądamy: Sachiz, Biertan i Valea Viilor. W Biertanie niestety na przeszkodzie stają nam żebrzące dzieci i niebezpiecznie wyglądający Rumunii z kosami w rękach. Dlatego też nie wysiadamy z samochodu, ale przygoda jest. Co do samych kościołów warownych, to robią wrażenie. Poza swoimi tradycyjnymi funkcjami miały funkcję obronną. Dlatego też obudowane i umocnione były murami, a okna były przystosowane do strzelania.

Punktem centralnym tego dnia miała być jednak wizyta w Sighisoarze. To podobno tam urodził się Dracula, czyli Vlad Palownik. Oglądamy dom, w którym to nastąpiło i jemy w obiad w restauracji znajdującej się w tym budynku. Zamawiam naleśniki a'la Dracula oczywiście ociekające czerwienią z każdej strony. Pyszne, ale trochę mała porcja. Sam Vlad podobno miał ciężkie dzieciństwo. Wykorzystywany seksualnie, widział śmierć swojego brata i ojca. Nic więc dziwnego, że to miało wpływ na jego późniejsze losy i sposób traktowania innych, których z wielką namiętnością gotował żywcem, obdzierał ze skóry i oczywiście nabijał na pale. Sighisoara to na szczęście coś więcej niż Dracula. To wspaniałe stare miasto, Wieża Zegarowa, cudowne, choć męczące Schody Szkolne (tak, znów schody), Kościół na Wzgórzu, Cmentarz Ewangelicki i klimatyczne uliczki. Miasteczka nie można pominąć w swojej wizycie w Rumunii, bo jest prawdziwym klejnotem. Nie dojeżdżamy trasą do końca, do Sibiu. Zbaczamy chwilę wcześniej w stronę miejscowości Alba Iulia. Tam mamy kolejny nocleg. To był kolejny fantastyczny dzień. Jutro już niestety mało zwiedzania, dużo jeżdżenia. Powoli kierujemy się w stronę Polski.

Ha a w ogóle, to podczas tej drogi nastąpiła miła niespodzianka. Bardzo dużą pomoc stanowił na  trasie mój przewodnik, rocznik 1978. :) Oczywiście nie wszystkie dane są tam aktualne, ale opisy zabytków i trasy sprawdziły się i co tu dużo mówić o tych mniejszych miejscowościach dowiedzieliśmy się więcej niż z przewodnika Pascala, który kilku ważnych miejsc nawet nie uwzględnił. A poza tym z jakiego innego przewodnika dowiedzielibyśmy się, że np. w mieście Copsa Mica są zakłady produkcji sadzy oraz fabryka kwasu siarkowego i polichlorku winylu?!






Sighisoara
Valea Viilor
Dzisiejsza trasa. Przewodnik 1978 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz