Nachod |
Cały zespół pałacowo- parkowy robi niezłe wrażenie. Jednak, żeby podziwiać pałac w pełnej okazałości trzeba podejść bliżej, gdyż z dalszej odległości trochę ginie za drzewami. Spacerek, który uskuteczniamy jest bardzo przyjemny. Obchodzimy obiekt dookoła i obserwujemy krzątających się pracowników, którzy w pocie czoła wykonują swoje obowiązki. Myślę, że za kilka lat naprawdę będzie można się czym pochwalić.
Kilka słów jeszcze o historii... Pałac był wymysłem Marianny Orańskiej (księżniczki niderlandzkiej, żony Albrechta Hohenzollerna), która majątek odziedziczyła po matce. Postanowiła na jego terenie wybudować posiadłość. Projektem zajął się nie kto inny, jak Karl Schinkel (ten od pałacu w Antoninie, Owińskach i ten od przebudowy zamku w Kórniku). Budowlę o kubaturze 90,000 m3 i powierzchni użytkowej ok 20,000 m2 całkowicie ukończono po ponad trzydziestu latach w 1872 roku. Marianna zmarła w 1883 roku zostawiając pałac synowi. Po sobie zostawiła zaś też liczne historie, gdyż była osobą z jednej strony bardzo przedsiębiorczą, a z drugiej rozwiązłą. W obu kategoriach wyprzedziła swoją epokę. Dość powiedzieć, że po rozwodzie z mężem ta ladacznica została ukarana infamią tracąc nie tylko dobre imię, ale też masę przywilejów.
Ciekawy tekst o pałacu i Mariannie można przeczytać Tutaj
Z lekkim niedosytem wyruszyliśmy dalej kierując się w stronę granicy z Czechami. Kolejnym, krótkim przystankiem był Nachod. Ładne przygraniczne miasteczko, do którego warto podjechać, chociaż na moment. My zjedliśmy obiad, pospacerowaliśmy po rynku, z daleka obejrzeliśmy zamek i pojechaliśmy dalej. Poszukiwanie naszego miejsca noclegowego zajęło nam trochę czasu, ale w końcu się udało. Wieczór spędziliśmy na oglądaniu transmisji z Igrzysk w Rio i ocieplaniu się gorącą herbatą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz