sobota, 18 lutego 2017

Dzień drugi. Kierunek Jordania.


Ledwo przyjechałyśmy do Izraela, to już drugiego dnia zaplanowałyśmy z niego na moment wyjechać. Naszym celem była Aqaba w Jordanii. Wpierw jednak trzeba się było ogarnąć po nocy i zejść na śniadanie. W hostelu jest wielka stołówka i jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że stołówka ta pęka w szwach. Kilka wycieczek młodzieży znalazło się tam na raz, skutecznie uprzykrzając nam jedzenie. A tego jedzenia było naprawdę w bród i było pyszne. Szybko musiałyśmy je pochłonąć, bo niebawem miałyśmy autobus do Eilatu. Aby dostać się w pobliże granicy izraelsko-jordańskiej należy wsiąść w autobus kompanii Egged nr 444.
Podróż zajmuje niewiele ponad 3 godziny. Po drodze jest krótki przystanek na toaletę i ewentualne jedzonko. Oczywiście w każdym autobusie znajduje się co najmniej jeden żołnierz. Nie trzeba wcale tym autobusem dojechać do samego centrum Eilatu. Kierowca informuje przed wjazdem do miasta, że oto jest przystanek przy granicy Yitzhaka Rabina i kto chętny, ten wysiada. Stamtąd do przejścia jest około 1,5 km., czyli tak na piętnastominutowy, przyjemny spacerek. Jest to opcja o tyle korzystna, że pozwala zaoszczędzić sporo szekli na taksówce, którą trzeba by było się przemieścić z centrum miasta. Właśnie taką opcję wybrałyśmy i z plecakami na plecach ruszyłyśmy w stronę Jordanii. Granicę przekroczyłyśmy sprawnie, a taksówkarze po stronie jordańskiej okazali się sympatyczniejsi niż w wielu blogowych relacjach. (Więcej o przeprawie granicznej w Izraelu jeszcze napiszę). Za taksówkę do centrum Aqaby musiałyśmy zapłacić 15 dinarów. Nasz hotelik okazał się być czysty i przyjemny. Długo w nim jednak nie zabawiłyśmy, bo ruszyłyśmy zwiedzać miasto. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to mała liczba turystów. W związku z tym, to my rzucałyśmy się w oczy tubylcom i wcale tego nie ukrywali. W Aqabie tak naprawdę nie ma wiele do zobaczenia. Miasto (jedyny port w Jordanii) znane jest z filmu Lawrence z Arabii. Znajduje się tu fort z XIII wieku i Muzeum Archeologiczne. Miłośnicy nurkowania odnajdą tu też coś dla siebie - Park Morski, gdzie wzdłuż wybrzeża ciągną się rafy koralowe. My niestety na odwiedzenie tego miejsca nie znalazłyśmy czasu, tym bardziej, że znajduje się ono parę kilometrów za miastem. Musiał nam wystarczyć pobyt na publicznej plaży, który był dość surrealistycznym doświadczeniem. Otóż plaża ta jest praktycznie w całości zapełniona rodzinami jordańskimi. Kobiety kąpią się ubrane od stóp do głów. Podobnie dzieci. Od momentu gdy postawiłyśmy pierwsze kroki na plaży byłyśmy pod baczną obserwacją i nie były to przyjazne spojrzenia. Myślę, że gdybym postanowiła wskoczyć w stroju kąpielowym do morza, to mogłoby się to dość nieprzyjemnie dla mnie zakończyć. Byłyśmy tam chyba jedynymi turystkami, ale miejsce zdecydowanie jest warte polecenia. Chociażby po to, żeby poobserwować zwyczaje Jordańczyków i z brzegu dostrzec trzy kraje: Izrael, Egipt i Arabię Saudyjską. Przy plaży znajdują się też ogródki, które uprawiają kobiety, co też jest ciekawym widokiem. 


Plaża w Aqabie
Ogródki przy plaży
Podobizny króla Hussajna i Abdullaha są w Jordanii na
każdym kroku
W związku z tym, że w Aqabie w centrum są dwa meczety, to chciałyśmy przynajmniej któryś z nich odwiedzić. Niestety jeden był zamknięty, do drugiego zaś wstęp mieli tylko panowie. Jeden z panów pokierował nas do części meczetu przeznaczonej dla kobiet. Część ta znajdowała się na tyłach meczetu i prowadziła do niej obskurna klatka schodowa i schody. Pomieszczenie, które zobaczyłyśmy było okropne. Małe, zaniedbane i brudne. W takich fatalnych warunkach modlą się tam kobiety. Muzułmanie zaś mają do swojej dyspozycji meczet na wypasie. Może moja kariera jako osoby zwiedzającej meczety nie jest zbyt długa, ale po raz pierwszy spotkałam się z tym, że kobiety miejsce wydzielone do modlitwy mają właściwie poza świątynią. Nieco zbulwersowane opuściłyśmy ten przybytek i udałyśmy się na zakupy. Aqaba reklamowana jako strefa wolnocłowa, Nie jest to może światowe centrum handlu, ale coś tam można sobie kupić. Chociaż pod tym względem czuję się nieco zawiedziona. Pod względem kulinarnym zaś nie był to dobry dzień również. Shoarma z kurczaka w gumiastej picie szału nie zrobiła, a frytki posypane cynamonem także nie polubiły się z moim podniebieniem. 
Po powrocie do hotelu poprosiłyśmy panią w recepcji o to, czy nie znalazłaby nam kierowcy na dzień kolejny, który po rozsądnej cenie zawiózłby nas do bram Petry. Znalazła! Mogłyśmy spokojnie udać się w objęcia Morfeusza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz