sobota, 18 marca 2017

Jerozolima - miasto, które się modli. Część pierwsza.

Budzimy się o świcie w naszym małym, acz przytulnym pokoiku. Pierwsza noc w Abraham Hostel minęła spokojnie. Hostel jest wielki i bardzo zadbany. Towarzystwo zaś międzynarodowe, praktycznie w każdym wieku. Ogromną zaletą tego przybytku jest kuchnia, jadalnia i bar w jednym. Można tam przesiadywać godzinami chłonąć atmosferę i poznawać ludzi. Czasu jednak na to szkoda, bo zwiedzać trzeba. Pierwszy dzień zaplanowałyśmy na bogato. Do murów starego miasta docieramy pieszo w 15 minut. Słońce świeci, niebo jest błękitne, bez żadnej chmurki. Jest wcześnie, więc kramy dopiero się otwierają. Nadal jeszcze nie przyzwyczaiłam się do wszechobecnych, przemykających ukradkiem ortodoksów. Stare miasto robi niesamowite wrażenie już od pierwszego wejrzenia, a gdy tylko człowiek zagłębi się w plątaninę gęstych uliczek, w to miasto w mieście, to już w ogóle może oszaleć od tego wszystkiego. Pierwszym celem jest najświętsze miejsce judaizmu- Mur Zachodni, czyli Ściana Płaczu.
Zanim tam dotrzemy udaje nam się przez przypadek znaleźć w bocznej uliczce schody prowadzące na dachy. Tak, Jerozolimę można również zwiedzać spacerując po dachach! Fajna opcja, jednak do Ściany Płaczu w taki sposób nie dotrzemy. Schodzimy i dalej wędrujemy uliczkami. W końcu docieramy w jej pobliże. Tam już turystów jest więcej, ortodoksów i religijnych Żydów również. Mur Zachodni to jedyna zachowana do dziś pozostałość po Świątyni Jerozolimskiej zburzonej w 70 roku przez Rzymian sięgająca aż 15 metrów w głąb ziemi. Oczywiście, zanim tam dojdziemy musimy przejść przez kontrolę bezpieczeństwa. Pobyt w tym miejscu to abstrakcyjne przeżycie (jakby takich w Izraelu było jeszcze za mało!). Modlący się ludzie kołysząc się w transie sprawiają, że wszystko faluje. Ich oddanie i zatracenie się w modlitwie jest wręcz fascynujące dla postronnego obserwatora. Oglądam z zaciekawieniem ten spektakl stojąc na krześle i kukając zza płotu po stronie przeznaczonej dla kobiet: mężczyźni w tałesach, jarmułkach i w filakteriach przywiązanych czarnymi rzemieniami do lewego ramienia i do czoła. Umysł, serce i ciało są złączone, służą Bogu. Odwracam się i obserwuję kobiety. One również z nie mniejszym zaangażowaniem modlą się. Większość z nich ubrana jest na czarno, część nosi peruki. Smutny to widok. Ściana Płaczu wydzielona dla kobiet jest może wielkości 1/3 tego, co mają dla siebie mężczyźni. Dyskryminacja kobiet jest u Żydów widoczna na każdym kroku. Z trudem przeciskam się pod samą ścianę i odnajduję kawałek szpary między kamieniami, w którą wciskam swoją karteczkę z prośbami.




Przechodząc przez Bramę Gnojną (kiedyś wywożono tędy nieczystości) opuszczamy z kuzynką mury Starego Miasta i udajemy się na znajdującą się 818 m n.p.m. Górę Oliwną. Aby tam dotrzeć musimy przejść wzdłuż Doliny Cedronu, która utożsamiana jest z miejscem Sądu Ostatecznego. Znajdują się tutaj starożytne grobowce, a podobno kto w tym miejscu spoczywa, ten pierwszy dostąpi zbawienia. Dlatego też ponad doliną znajduje się przeolbrzymi nowożytny cmentarz żydowski, a z drugiej strony pod murami miejskimi cmentarz dla wyznawców islamu. Wizytę na Górze Oliwnej rozpoczynamy od wejścia do Ogrodu Oliwnego, czyli Ogrodu Getsemani. Całkiem możliwe, że drzewka oliwne tu rosnące (albo raczej ich korzenie) pamiętają zamierzchłe czasy końcówki życia Jezusa. Podobno tu modlił się tuż przed aresztowaniem i tu został zdradzony przez Judasza. Następnie wchodzimy do kościoła Wszystkich Narodów, później do kościoła Dominus Flevit (Pan Zapłakał) i do cerkwi św. Marii Magdaleny. Niestety nie udaje nam się wejść do kościoła Pater Noster (zamykają nam drzwi przed nosem), a ja sama rezygnuję z wejścia do Kopuły Wniebowstąpienia (bojkotuję, bo nie chcę płacić). Meczet, w którym Jezus kiedyś udał się do nieba i odcisk jego stopy w kamieniu ogląda tylko moja kuzynka. 

Ogród Oliwny

Widok z Góry Oliwnej
Widok z Góry Oliwnej
Schodząc z Góry Oliwnej wchodzimy na moment na cmentarz i spacerujemy między wykonanymi z białego kamienia grobami. Żydzi zazwyczaj nie są chowani w trumnach tylko spoczywają w ziemi owinięci w lniany całun. Groby są mniejsze niż te, które znamy z naszej kultury. Jest to wynik tego, że chowa się zmarłych pod pewnym kątem. Różnic jest więcej. Na przykład brak tu jest kwiatów, a symbol pamięci stanowią małe kamienie. Zauważyć też można małe otwory od wschodniej strony nagrobka. Tam początkowo wlewa się olejki eteryczne, które mają neutralizować zapach zwłok. Później wkłada się w to miejsce świeczki. Cmentarz dla Żydów jest miejscem nieczystym, dlatego nie odwiedzają go oni tak często, jak to przyjęło się w naszej tradycji. Oto kilka ujęć jerozolimskiej nekropolii: 





Na koniec wstępujemy jeszcze do Grobu Najświętszej Maryi Panny, znajdującego się w krypcie, a następnie udajemy się w stronę Bramy Lwiej, żeby wrócić do starego miasta. Pora jest jednak nieszczególna, gdyż właśnie kończą się piątkowe modlitwy muzułmanów na Wzgórzu Świątynnym. Oznaczało to dla nas tyle, że musiałyśmy pod prąd przeciskać się przez tłum nie do końca pozytywnie nastawionych Arabów. To było chyba jedne z najmniej miłych doświadczeń podczas tego wyjazdu. Dałyśmy radę i obyło się bez stratowania. Weszłyśmy na Via Dolorosa, czyli Drogę Krzyżową. Przeszłyśmy ją w całości odwiedzając każdą ze stacji. Gdybyśmy tylko chciały mogłybyśmy kupić sobie w przydrożnym kramiku koronę cierniową. Nie chciałyśmy. Z trudem, dzięki pomocy francuskiej zakonnicy, trafiamy do bazyliki Grobu Świętego. Niestety jestem w kiepskim stanie i czuje, że zaraz z głodu zemdleje. Jak wiadomo potrzeby fizjologiczne są podstawą, dlatego też nie do końca czuję klimat i doniosłość tego miejsca. Mimo wszystko twardo zwiedzam, bo jest co: Kamień Namaszczenia, kaplica Golgoty, kaplica św. Heleny i wreszcie sam Grób Święty. Bazylika jest niesamowita i niepozorna. Dopiero w środku można je tak naprawdę docenić. Jest to też kolejne miejsce, w którym krzyżują się wszystkie religie. Różne wyznania chrześcijańskie toczyły walki o poszczególne miejsca w bazylice, więc piecze nad nią przejęli muzułmanie. To oni zostali jej strażnikami. Brzmi dziwnie? No brzmi...ale w tym kraju wszystko jest możliwe. 


Bazylika Grobu Świętego


Po zwiedzaniu udajemy się na falafele i hummus. Później jeszcze spacerujemy dzielnicą ormiańską, która wydaje się być wyludniona. Całe miasto zresztą powoli pustoszeje z prostej przyczyny - zbliża się szabat. Wracając Jaffa Road do hostelu tramwaje już nie jeżdżą i w związku z tym uskuteczniam spacer środkiem ulicy. Dzień kończymy w hostelu kolacją szabasową. W jerozolimskim oddziale Abraham Hostel można co tydzień w piątek wykupić opcję takiej kolacji. Muszę powiedzieć, że dużo osób się skusiło. Przy wielkich stołach pojawiły się nakrycia, chałki, hummus oraz metalowe szklanki z odrobiną czerwonego wina. Celebracja rozpoczęła się od zapalenia świec. Następnie była modlitwa przeczytana przez kobietę, po której nastąpiła konsumpcja wina i kolejna modlitwa. Później już tylko podzielenie się osoloną wcześniej chałką i można było ruszyć z talerzami w stronę kuchni, gdzie nakładano solidne porcje smakołyków (ryż przygotowany na różne sposoby, kurczak, sałatki, warzywa itp.). Podczas kolacji zostało pominięte tradycyjne mycie rąk i milczenie, do którego Żydzi są zobowiązani od momentu wysłuchania ostatniej modlitwy i umycia rąk do czasu zjedzenia chałki. Jakby na to nie patrzeć była to mała namiastka tego, co wyznawcy judaizmu przeżywają co piątek w swoich domach. Warto było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz