piątek, 7 sierpnia 2015

Dzień 5. Inna rzeczywistość.

Dziś kolejna wczesna pobudka. W planach dotarcie do Turcji i Edirne. Wpierw jednak jemy sniadanie. Obsługuje nas bardzo miły właściciel hotelu. Okazuje się, że to były bokser-  pięciokrotny mistrz Bułgarii, mistrz Układu Warszawskiego i uczestnik Mistrzostw Europy w Katowicach w 1975 roku. Wszystko ok, ale męski członek naszej wyprawy jest przez niego inaczej (czyt. lepiej) traktowany. Dostaje inne śniadanie, a na deser owoc, o którym my możemy pomarzyć. Przy okazji stoi nad nami pilnując, żeby tenże owoc nie trafił do naszych damskich rąk i żołądków. Wszystko w atmosferze żartów, ale chyba tak nie do końca. Czego jednak można się spodziewać w mieście, w którym sprzedaje się kobiety.
Granicę bułgarsko- turecką przechodzimy w miarę sprawnie i już po chwili zbliżamy się do Edirne.
Z oddali widać punkt centralny i główny zabytek miasta- meczet Selimiye zaprojektowany przez najsłynniejszego architekta osmańskiego- Sinana. Właśnie ten meczet jest pierwszym miejscem, do którego się udajemy. W zasadzie jest to pierwszy meczet, w którym jestem w życiu. Jednak nie ten, a kolejny robi na mnie największe wrażenie. Meczet Eski Cami, czyli Stary Meczet charakteryzują ogromne inskrypcje na zewnątrz i wewnątrz. Mało tam też ludzi. Zwiedzamy też meczety Uc Serefeli Cami i Muradiye Camii, a dnia następnego kompleks meczetowy Bajezida II. Miasto słynie także z domów osmańskich w dzielnicy Kaleici, ciekawych łazni oraz ze sportu, a konkretnie dość niecodziennej dyscypliny- zapasów w oliwie.
Ogólnie Edirne jest bardzo ładnym miasteczkiem i na plus na pewno trzeba zaliczyć to, że nie jest jeszcze skażone ruchem turystycznym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz