sobota, 9 kwietnia 2016

Wojna religijna w Kotłowie i Radziwiłłowie w powiecie ostrowskim.


Prokatedra polskokatolicka w Kotłowie
Pochłonięci marzeniami o dalekich podróżach czasem zapominamy, że tuż pod naszym nosem też są miejsca godne naszej uwagi. Wystarczy wsiąść w samochód i pojechać kilkanaście kilometrów dalej. 
Zupełnie spontanicznie podczas Świąt Wielkanocnych ruszyliśmy rodzinnie na małą przejażdżkę. W zasadzie nie mieliśmy początkowo żadnego celu. Później ktoś rzucił: jedźmy do Kotłowa. Jako, że nie znam okolicy tak dobrze, to przyjęłam decyzję z milczącą aprobatą. Do Kotłowa pojechaliśmy przez wieś Parczew. Niby zwykła wieś, ale tak nie do końca. Jeden budynek zwrócił moją uwagę. Jak się okazało to dwór pochodzący z lat osiemdziesiątych XIX wieku. Obecnie od 1947 roku znajduje się tam szkoła podstawowa.

Ponieważ nie zatrzymaliśmy się, nie udało mi się zrobić zdjęcia. Dlatego też posłużę się jednym znalezionym tutaj.

Zastanawia mnie do dziś jakby to było pracować w takiej wiejskiej szkole. W szkole, w której uczniów nie ma zbyt wielu i w której nie ma tablic multimedialnych ani takich na pisaki, a w której uczy tylko dziewięć nauczycielek i tablice są nadal zielone na kredę. 
Po niedługiej chwili minęliśmy Strzyżew znany z tego, że gościł tu Fryderyk Chopin (mieszkała tu jego matka chrzestna) i dojechaliśmy do Kotłowa. Do tamtego dnia nie wiedziałam nawet o istnieniu takiej wsi, a okazało się, że swego czasu była ona bardzo znana. Dlaczego? Ano dlatego, że miała tam miejsce wojna religijna, która podzieliła mieszkańców. Wszystko zaczęło się w drugiej połowie 1968 roku. Wtedy właśnie zmarł proboszcz parafii. Na miejscu pozostał jeszcze bardzo lubiany i szanowany wikary. Miejscowi chcieli więc, aby to właśnie on został kolejnym proboszczem. Troszkę się jednak przeliczyli. Decyzja kurii była taka, że wikary zostanie przeniesiony, a proboszcz będzie inny. No i się zaczęło. Nowego proboszcza nie wpuszczano, chcianego proboszcza pilnowano w razie gdyby kuria chciała go porwać. Były zamieszki, przepychanki, różne dziwne akcje podczas pogrzebów, podrzucana padlina pod drzwi, wybijane szyby. Z tzw. wojny chłopów z biskupami przeszło na wojnę domową. Ostatecznie wikary zakłada w Kotłowie kościół polskokatolicki i za nim podąża większość mieszkańców. Reszta zostaje w kościele rzymskokatolickim. Tym sposobem wierni do dziś są podzieleni i mogą chodzić sobie do dwóch różnych kościołów, które oddalone są od siebie w odległości kilkuset metrów. Kościół rzymskokatolicki jest bardzo ładnie położony, na wzniesieniu. Ta romańska budowla (jedna z najstarszych w Wielkopolsce) prawdopodobnie została ufundowana przez Piotra Włostowicza. Podobno grubość romańskich murów to aż 1,4 metra! Obok znajduje się cmentarz. Najstarszy znaleziony przeze mnie nagrobek był z 1875 roku.
Za to kościół polskokatolicki to taka troszkę postmodernistyczna makabryła. Oto kilka zdjęć:










Na tym nie zakończyliśmy naszego wypadu. Postanowiliśmy podjechać jeszcze do Antonina głównie po to, żeby przespacerować się po parku przy Pałacu Myśliwskim. Pałac został zbudowany w latach 1822-1824 przez F. Schinkla dla księcia Antoniego Radziwiłła. Radziwiłł oprócz tego, że był namiestnikiem Wielkiego Księstwa Poznańskiego był również kompozytorem, rysownikiem i mecenasem sztuki. Dwukrotnie przebywał u niego Fryderyk Chopin. W liście do przyjaciela pisał: "Byłem tam tydzień. Nie uwierzysz jak mi u niego dobrze było". Budynek ma charakterystyczny kolor. Jest to tzw. żółć cesarska. Niestety akurat tego dnia odbywała się impreza zamknięta i nie można było wchodzić do środka. Udało mi się jednak na moment przemknąć, otworzyć drzwi i kuknąć na hol myśliwski. Trzeba będzie tam kiedyś na kawę i ciacho podskoczyć. Na sam koniec podjechaliśmy do Ludwikowa na cmentarz, gdzie mogliśmy zobaczyć nagrobki leśniczego i kapelana Radziwiłłów. To był bardzo ciekawy dzień.
Kilka zdjęć z Antonina:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz