niedziela, 19 kwietnia 2015

Berlin klasycznie.

Oranienburger Strasse
Już jakiś czas temu w najbliższym gronie rodzinnym zdecydowaliśmy, że udamy się w kwietniu na jednodniówkę do Berlina. W ostatniej chwili zmienił się tylko skład. Wypadła jedna osoba, a na jej miejsce wskoczyła inna. Zmiana ta była o tyle istotna, że nowy członek ekipy wybierał się do Berlina po raz pierwszy. Został więc mocno zmodyfikowany plan zwiedzania, w taki sposób, aby pokazać mu najważniejsze (hm najbardziej znane) miejsca. Zwiedzanie zaczęło się jednak już na trasie od bardzo spontanicznego i krótkiego zjazdu z autostrady w kierunku Świebodzina. Tak, pojechaliśmy zobaczyć ten bardzo duży i bardzo kiczowaty pomnik. Jak go widzę to na usta ciśnie mi się tylko jedno słowo: masakra. 
Z ciekawostek podobno kiedyś w pobliskim markecie można było kupić miniaturowe atrapy Chrystusa świebodzińskiego. Nie wiem czy nadal można. Wracając do tematu... W wyjazdach samochodowych rewelacyjne jest właśnie to, że w dowolnym momencie można spontanicznie zjechać z trasy, żeby coś zobaczyć lub zrobić. Do Berlina dojeżdżamy z niewielkim opóźnieniem w stosunku do założonego planu, ale przecież czy gdzieś się spieszyliśmy? Od razu udajemy się w stronę Walter-Schreiber-Platz. Miłośnicy zakupów wiedzą, co się tam znajduje- osławiony i okupowany przez Polaków sklep Primark. Momentami przechodząc między półkami czułam się jakbym była na zakupach w jednym z poznańskich marketów. Niesamowicie skomplikowana jest procedura wchodzenia do przebieralni i wychodzenia z niej, a pracownicy sklepu traktują konsumentów, jakby byli potencjalnymi złodziejami. Człowiek czuje się, jakby na czole miał wytatuowane: przyszedłem tu trochę nakraść! Bardzo słabe i niefajne. Z praktycznych rad jeśli ktoś się tam wybiera, to polecam wizytę wczesnym rankiem (sklep otwarty od 9), bo z minuty na minutę tłok robi się coraz bardziej nieznośny. Samochód opłaca się zostawić na parkingu domu handlowego, znajdującego się zaraz obok. Koszt to jedyne 3,5 euro za cały dzień postoju.
Jestem osobą, która średnio lubuje się w długich zakupach i przesiadywaniu w sklepach, dlatego pobyt w Primarku psychicznie i fizycznie mnie po prostu zmęczył. Dobrze, że większą część dnia spędziliśmy na zwiedzaniu miasta, bo to już zdecydowanie bardziej jest w moim klimacie. Kupiliśmy całodniowy bilet na przejazdy metrem (6,90 euro) i ruszyliśmy w trasę. Pierwszy przystanek - dworzec ZOO. Stamtąd spacerkiem mijając Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma, stalową rzeźbę Berlin(symbolizującą podzielone niegdyś miasto), dom handlowy KaDeWe, udajemy się na Wittenbergplatz. Tam znajduje się zabytkowa stacja metra. Czy już wspominałam, że mam słabość do berlińskiej ubany? :) Wysiadamy na Potsdamer Platz i znów spacer. Dobijamy do Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. Tym razem nie robimy jedynie przechadzki między betonowymi blokami, ale wchodzimy do urządzonego w podziemiu małego (bezpłatnego) muzeum. Największe wrażenie robią listy i ostatnie notatki, które były pisane w czasie Holocaustu. Przerażające i trudne do wyobrażenia. Berlin rozlicza się z nazistowską przeszłością w różnorodny sposób. Na przykład właśnie upamiętniając ofiary III Rzeszy. Obok Reichstagu, który był naszym następnym postojem, znajduje się pomnik poświęcony wymordowanym Romom i Sinti. Spacerując po mieście warto też czasem patrzeć pod nogi. Może akurat trafimy na tzw. kamienie pamięci. Są to mosiężne kostki brukowe, które zostały wmontowane w chodniki obok domów, w których kiedyś mieszkały ofiary nazistów.


Pomnik Pomordowanych Żydów Europy


 Kamienie pamięci


Reichstag


W dalszej części naszego spaceru przechodzimy pod Bramą Brandenburską i wędrujemy znanymi ulicami: Unter den Linden oraz Friedrichstrasse. Docieramy w końcu do Oranienburger Strasse, gdyż chcemy zobaczyć Nową Synagogę oraz Tacheles. Desperacko szukamy też czegoś do jedzenia. Wszystkie te potrzeby zaspokajamy. Obiadokolację jemy w lokalu, który się nazywa Kebab Baba. Jeszcze nie trafiłam w Berlinie na niedobrą kebabownię i tak też było tym razem. Zamówiłam lahmacuna z kebabem za 4,5 euro plus piwko Efes 2,50 euro. Po posiłku mogliśmy udać się już metrem do naszego samochodu. Z praktycznych informacji: za całą podróż na trasie Berlin-Poznań-Berlin (ze zjazdami do Świebodzina i na lotnisko Berlin Schoenefeld) dodając do tego opłaty na autostradzie każda z czterech osób zapłaciła 65 zł. Niewiele, prawda? Wyjazd był męczący, ale udany. Następnym razem jednak planuje udać się w miejsca mniej turystyczne lub nieznane. Koniecznie będzie to też wypad z noclegiem. 

Tacheles z boku


 Nowa Synagoga



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz